Diagnostyka skóry w pracy kosmetologa
31 mar 2023

Obiecałam wpisy dla profesjonalistek, więc zaczynam pierwszy z nich. Jeśli chcesz otrzymywać na bieżąco powiadomienia o nowym wpisie to dołącz do newslettera.
Analiza skóry
Czy pobierasz opłatę za swoje konsultacje diagnostyczne?
Jak długo trwają te konsultacje?
Czy wykonujesz swoim klientkom zabiegi, o które proszą?
Bardzo chętnie posłucham jak to u Ciebie jest.
A ze swojej strony powiem jak to wygląda u mnie.
Nie wykonuję żadnego zabiegu bez dokładnej analizy stanu skóry klientki. Wiem, że to wygląda z zewnątrz na podcinanie sobie możliwości zwiększenia dochodu, ale trzymam się tej zasady, jak tonący brzytwy.
Moja konsultacja trwa długo, bo są to 2 wizyty po 1-1,5 godziny. Ale uwierzcie mi, że czasem nawet i to jest za mało.
Ta odmienność wynika z moich wieloletnich obserwacji. Zbyt szybkie konsultacje, zbyt mało zebranych danych wpływały od razu na efekty wykonywanych zabiegów. Wykonywałam np. serię kwasów, a potem dziwiłam się, że skóra słabo reaguje, albo że efekt utrzymuje się nie dłużej jak parę tygodni.
Albo dopiero przy okazji 7-ego z rzędu zabiegu pani się przypomniało, że ona zażywa leki i chciała zapytać, czy ma to jakiś wpływ na to, co wykonujemy w gabinecie.
Albo godziłam się na to, żeby klientka nie zmieniała swojej pielęgnacji domowej, bo tak ładnie mnie przekonywała, że jest zadowolona z tego co aktualnie posiada (mimo, że analiza składów mnie nie zachwycała), albo klientka nie jest „w tej chwili” przygotowana finansowo na zmiany. Ta moja uległość w tym temacie skutkowała narastającą frustracją w braku efektów, więc często klientki zrzucały całą odpowiedzialność za tą sytuację na mnie. A niestety pielęgnacja w gabinecie rozbiegała się w tych przypadkach z pielęgnacją domową, przez co efektów po prostu… nie mogło być na dłużej Zrozumiałam to dopiero po paru latach pracy w zawodzie.
Moje obserwacje doprowadziły też do tego, że każde pytanie podczas pierwszej wizyty ma znaczenie. KAŻDE, pod warunkiem, że wiesz o co pytać i dlaczego to robisz. Wiek, przyjmowane leki, sposób spędzania czasu wolnego i w pracy, choroby współistniejące i wiele innych – jeśli umiesz to wszystko powiązać w całość to możesz nazwać się prawdziwą profesjonalistką. Tego człowiek w naszym zawodzie uczy się przez całe życie. I mam wrażenie, że kiedyś umrę z poczuciem, że dalej nic jeszcze nie wiem. A przynajmniej nie wiem w 100% wszystkiego co chciałabym wiedzieć.
Nawet sposób wypowiedzi klientki może dać Ci dużo do myślenia. Jeśli padają ciągle słowa: „pozbądźmy się tego syfu”, „nie lubię na siebie patrzeć”, „pani się zajmie moją gębą”, „robie to dla męża” albo równie podobnie brzmiące – to już wiesz, że akceptacja siebie samej przez klientkę już dawno przekroczyła normy alarmowe. Jeśli dołożysz oliwy do ognia to klientka więcej nie wróci.
Jeśli słyszysz: „uwielbiam, gdy zaskórniki tak wychodzą”, „ledwo do pani dojechałam, nie chcieli wypuścić mnie z pracy”, „gdy jestem u pani to jedyny moment kiedy odpoczywam w ciągu dnia” to od razu zapytaj o wpływ stresu na ogólne samopoczucie Twojej klientki. Wydaje Ci się to mało istotne? A wiesz, że ja sama nabawiłam się trądziku właśnie od stresu? Kto nie przeżył wielomiesięcznego napięcia i zdenerwowania to nie zrozumie i nie doceni istoty stresu na stan skóry. O tą kwestię pytaj zawsze.
Generalnie zadając odpowiednie pytania, jeszcze przed obejrzeniem stanu skóry, jesteś w stanie ocenić niemalże już wszystko: typ cery, wiek biologiczny skóry, i co najważniejsze: związki przyczynowo-skutkowe, które wpływają na aktualny wygląd skóry i są związane z potrzebami, po które przychodzi do Ciebie klientka.
Do wysunięcia tego typu wniosków nie potrzebujesz żadnych super specjalnych urządzeń diagnostycznych, które właśnie zalewają rynek. DIAGNOSTYKA TO TY i Twoje umiejętności. Jeśli urządzenie Ci „pierdyknie” w najmniej oczekiwanym momencie to nie zostajesz na lodzie. Wiesz jakie pytania zadać, a z nich całość ułoży się sama. Po wywiadzie obejrzysz i dotkniesz skóry i już jesteś na drodze do trafnej diagnozy. Ja to nazywam przewrotnie „drogą do prawdy”.
Urządzenia
Nastąpił boom na urządzenia diagnostyczne. Z jednej strony OK – to jest jak najbardziej potrzebne. Z drugiej strony musisz uważać na pewne zagrożenia. Często te sprzęty nie wnoszą nic do Twojej pracy, albo nie wiesz nawet co oznaczają wyniki zaprezentowane na urządzeniu. Niektóre z nich kosztują krocie, ale są niestety bardzo czułe na zmiany temperatury otoczenia i kalibrację. Dwa takie pomiary na tej samej skórze w tym samym dniu mogą dać dwa różne wyniki. Już nie wspominam o sytuacji, gdzie nie mamy 100% pewności co do 2 pomiarów na tej samej skórze, ale wykonanych innego dnia.
Zalety posiadania właściwych urządzeń diagnostycznych są ogromne. Producent powinien zapewnić Ci odpowiednie przeszkolenie z obsługi urządzenia, ale nie na zasadzie pokazania, który guzik wcisnąć. Marzą mi się szkolenia profesjonalne, prowadzone przez praktyków, a nie tylko dystrybutorów, gadających w kółko tak samo jak nakręcone katarynki.
Dzięki wspomożeniu się w diagnostyce za pomocą urządzenia, widzisz w odpowiednim świetle to, czego nie widać gołym okiem: przebarwienia, odbarwienia, rozległość rumienia, głębokość kapilar i naczyń krwionośnych, stopień nawilżenia naskórka i wiele innych. To ważne dane, jeśli planujesz z klientką „przejść przez życie” i nawiązać z nią długotrwałą relację. Wiesz na czym stoisz, tak więc wiesz jak zaplanować zabiegi.
Plusem korzystania z urządzeń diagnostycznych jest niewątpliwie marketing, który za tym stoi. Klientki widząc tego typu sprzęt po prostu bardziej Ci ufają. Wiedzą, że nie naciągasz nikogo na nic, bo urządzenie obiektywnie przedstawia parametry, do których Ty się tylko odnosisz, by wytłumaczyć, co doprowadziło do aktualnego stanu cery. Wzrost zainteresowania konsultacjami szczegółowymi, mierzalnymi i dokładnymi jest naprawdę ogromny.
Planowanie zabiegów
Z tym idzie nam najgorzej. Planujemy zwykle to, co się aktualnie mówiąc brzydko „sprzedaje”, na co jest moda, albo te zabiegi z wykorzystaniem sprzętów, na które posiadamy aktualnie leasing. Taka jest prawda. To zawsze rządziło tym światem. Zawsze jednak miej dobro klientki na pierwszym miejscu. To zaprocentuje bardziej niż sprzedaż całej serii zabiegów i szybsza spłata kredytu. Umiejętność odmawiania zabiegu jest kluczowa w nawiązaniu długotrwałej relacji z klientką, tak by stała się naszą stałą.
Odkąd prowadzę własny gabinet nie sprzedałam jeszcze ani jednej serii zabiegów.
I utrzymuję płynność finansową, cieszę się dobrym zaufaniem wśród klientek, nie głoduję i mam się dobrze. Łamię zasady, że pakiety i serie zabiegów to must have każdego salonu kosmetycznego.
Nie dlatego, że nie chcę zarobić, ale dlatego, że zwyczajnie jest to nielogiczne. Seria 10 takich samych zabiegów mija się z planem uzyskania fajnego efektu. Moim zdaniem skóra powinna otrzymywać różne bodźce w zależności od jej aktualnej kondycji. Jeśli po 4 zabiegach przywróciłam równowagę płaszcza kwasowego to dlaczego mam klepać dalej te same zabiegi, gdy mogę pójść o dwa kroki dalej?
Tak więc odpowiadając sobie sama na pytanie zadane wyżej: nie, nie pozwalam, by to klientka wybierała zabieg sama dla siebie. Po to przychodzi do mnie, abym ja to za nią zrobiła.
Jestem po prostu dziwna. Mam nadzieję, że pozytywnie dziwna i znajdą się wśród Was takie kosmetolożki, które podzielają mój punkt widzenia.
Będę wdzięczna za komentarze i Wasze przemyślenia. Dziękuję Ci za lekturę i do następnego razu!